wtorek, 18 maja 2010

a.d. Gnój

Ogarniała nas często bolesna żądza stosunku. Nie pojawiała się już jednak myśl, aby nie czekać na Marcelę, której wrzask przepełniał nam uszy i łączył się z mrocznymi pragnieniami. W tej sytuacji pożądanie zmieniało się w koszmar. Uśmiech Marceli, jej młodość, jej szlochy, wstyd, który kazał rumienić się i - choć biły z niej krwawe poty - zdejmować sukienkę, ofiarowywać krągłe pośladki nieczystym ustom, obłęd, zmuszający ją do zamknięcia się w szafie, do tak zapamiętałego rozkoszowania się sobą, że nie mogła powstrzymać się od sikania - wszystko to wykoślawiło, rozjątrzało nieustannie nasze żądze. Simona, której zachowanie podczas skandalu było bardziej infernalne niż zwykle (nawet się nie okryła, przeciwnie, miała rozwarte nogi), nie potrafiła zapomnieć, że jej nieprzewidziany orgazm wynikły z własnej nieprzyzwoitości, z wycia, z nagości Marceli wielokrotnie przekroczył wszystko, co dotąd sobie wyobrażała. Jedynie kiedy obraz Marceli w gniewie, delirium czy w rumieńcach wtrącał ją w przygnębienie, dupa Simony otwierała się przede mną. Czyż świętokradztwo musi uczynić każdą rzecz zasadniczo ohydną i haniebną?

Zresztą bagniste rejony dupy - przypominają one może tylko wejścia w wezbrane wody i nawałnicę, bądź duszące wyziewy wulkanów i uaktywniają się, jak nawałnice i wulkany, wraz z nieszczęściem - te rozpaczliwe rejony, w które Simona, z zapowiadającym nowe gwałty spokojem, pozwalała mi się wpatrywać niczym w hipnozie, stanowiły odtąd dla mnie podziemne królestwo Marceli torturowanej w więzieniu i wydanej na pastwę koszmarów. Nie pojmowałem już nic - do tego stopnia orgazm pustoszył twarz dziewczyny wśród łkania i krzyków.

Natomiast Simona, kiedy spuszczałem się, razem ze spermą widziała obficie zbroczone usta i dupę Marceli.

- Mógłbyś jej smagać twarz smarkami - powiedziała, babrząc w dupie, "żeby się kurzyło".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz