sobota, 22 maja 2010

Twoja stara...złożona z pytań.

Niski mężczyzna o obrzękłych powiekach czekał na czerwony osiedlowy autobus. Czekali także i inni, ale oni mieli powieki zupełnie normalne. Mężczyzna otworzył usta i powiedział, że jedzie do starej. Tamci pokręcili głowami. Ale on nie przejął się tym wcale.
Jest elektrykiem i właśnie odrabiał wieczorem nadgodziny, gdy odwiedził go znajomy malarz przynosząc ćwiartkę.
Gdy nadszedł ranek, przypomniał sobie starą. Z tego, co mówił elektryk, wynikało że stara zwykle złościła się bardzo w takich wypadkach, chociaz nie pił za jej pieniądze i pensję przynosił zawsze do domu, a przy sobie miał właśnie tyle, że starczyło na jeszcze jedną ćwiartkę.
Czerwony autobus nadjechał wreszcie, chociaż trzeba przyznać, według rozkładu. Wsiadł do niego urzędnik z teczką, kobieta z siatką, panienka z narzeczonym i niezupełnie trzeźwy elektryk. Konduktor pokręcił najpierw nosem, ale po chwili jego twarz wróciła w urzędowe ramki. Wyglądał tak jak gdyby chciał zjeść na deser swój dziurkacz i talerz pełen biletów ulgowych.
Elektryk zaczął mówić:
- Słuchaj no, kolego, umiesz ty grać w szachy?
- Bardzo słąbo.
-Wiesz co - elektryk do niego- kiedy wrócę do domu, do starej, będę tak grał, jak gra się w szachy.
- Czyli że jak?
- Wejdę do domu i nie odezwę się ani słowem. Stara zacznie się pieklić, ale ja ani mru mru. To będzie mój pierwszy ruch. Ale wszystko ma swój koniec...nie nie?
- Trudno się przecież samemu kłócić.
- No właśnie. A wiesz, jaki jest mój drugi ruch?
- Nie mam pojęcia.
- Stara zmęczona w końcu tą paplaniną, zacznie się uspokajać. Potem zapyta ,czy chcę kawy. A ja dalej się nie odezwę. Spyta jeszcze raz i wtedy dopiero odpowiem. to jest mój trzeci ruch.
- A co jej wtedy odpowiesz?
- Powiem zeby na próżno nie gotowała, bo ja i tak niedługo pójdę do ziemi, jestem już prawie martwy. Wtedy ona zupełnie się uspokoi i dostanę kawy.
Panienka z narzeczonym cichutko zachichitali, urzędnik z teczką zmarszczył brwi, a konduktor cały czas pożerał wzrokiem kobietę z siatką.
- Potem pójdę do sklepu, kupię jeszcze jedną ćwiartkę i wrócę do domu, do starej - zakończył elektryk. - Wyszaleje się za własne pieniądze.
patrząc na jego powieki odnosiło się wrażenie, że kupno ćwiartki sprawić mu może pewne trudności jeśli przypadkiem nie będzie miał w sklepie znajomego sprzedawcy. Chociaż i to prawda że gdy znajdzie się na miejscu zaprzyjaźni się z nim na pewno.
Na pożegnanie elektryk zdecydowanie obwieścił pasażerom problem swojego życia, który był nie byle jakim problemem:
- Całe życie byłem elektrykiem i znam się na połączeniach, obwodach, izolacjach, kablach, bezpiecznikach, wtyczkach, kontaktach i...znam się na tym wszystkim z piorunochronami włącznie. Ale wciąż dziwi mnie jedna sprawa i to że nikt jej jeszcze nie próbował wyjaśnić czy choćby wytłumaczyć.
-A co takiego?
Elektryk wyprostował się, ze wszystkich sił uniósł powieki i błysnął słabą błyskawicą:
- A tak naprawdę to skąd się właściwie bierze elektryczność?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz